piątek, 13 czerwca 2014
Bakterie domowe obniżają ryzyko alergii u noworodków
W skrócie: bakterie domowe są pożyteczne. Okazało się bowiem, że noworodki i niemowlęta, które do swoich pierwszych urodzin miały kontakt z takimi czynnikami potencjalnie uczulającymi jak sierść gryzoni lub psa, nie były chowane w środowisku sterylnym, lecz stykały się z zanieczyszczeniami istniejącymi w każdym gospodarstwie domowym prowadzonym bez przesadnego szorowania i odkażania wszystkiego z otoczenia, mają mniejsze ryzyko zachorowania na astmę lub schorzenia alergiczne. W przywoływanym badaniu dzieci wzrastały w domach, gdzie miały styczność z sierścią czworonogów, odchodami karaczanów, a nawet z myszami.
Co na to mamy i opiekunowie dezynfekujący, pucujący, zmywający, odganiający zwierzaki...?
Przytoczę Wam przykład z moich osobistych obserwacji: znam pewną panią, która w czasach, kiedy w naszym kraju na półkach stał tylko ocet, szczęśliwie wychowała trójkę zdrowych jak rydze dzieci: taplających się czasem z uciechą w błocie, głaszczących psy i koty wszystkich sąsiadów, bawiących się na nie zawsze oczyszczonych z kurzu wykładzinach dywanowych. Tak się zdarzyło, że kiedy pani ta była w wieku mocno dojrzałym, zaszła w ciążę. Wówczas u nas panował już dobrobyt polegający między innymi na zapełnieniu półek sklepowych coraz to bardziej wymyślnymi środkami czyszczącymi, dezynfekującymi, itd. do użytku domowego. Zapanował też trend na stosowanie sztucznych mieszanek mlecznych wzbogacanych syntetycznymi witaminami i podnosiły się coraz częściej głosy o tym, ile to baterii i innych maszkar siedzi na kocie, psie czy kanarku. Czwarte dziecko wspomnianej pani przeżyło swoje pierwsze trzy lata praktycznie pod sterylnym kloszem. Nawet butelki i kubki miało gotowane do ukończenia 3 roku życia (sic!). Wyeliminowano z otoczenia wszelkie zwierzaki, zakupiono najnowocześniejszy wówczas odkurzacz antyalergiczny z super filtrami. Skąd zatem alergia?... Z czasem okazało się, że dziecko jest uczulone na większość alergenów. Zaczęły się lata koszmaru: jeżdżenie po lekarzach, kolejne kuracje, serie zastrzyków odczulających. Częściowo leczenie pomogło. Nasuwa się jednak pytanie, czy i czwarte dziecko mogłoby nie odczuć, czym jest alergia, gdyby "zakosztowało" częściej wszędobylskiego kurzu, mogło przytulać się do zwierzaków i przebywać w środowisku niepozbawionym domowych bakterii.
Prozaiczną prawdę, że odrobina brudu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, znały już nasze praprababcie i pokolenia wcześniejsze. Bodaj od drugiej połowy XX wieku uległa ona przekłamaniu z uwagi na owczy pęd do wyrugowania ze swojego otoczenia wszystkiego, co naturalne przy pomocy wciąż bardziej nowoczesnych i fantastycznie działających środków chemicznych. Alergeny zaś, tak samo jak bakterie, są naturalnym składnikiem naszego otoczenia i naturalnym stymulantem dla układu odpornościowego. Naukowcy, którzy zauważyli, że astma, alergia, świszczący oddech i inne objawy uczuleniowe pojawiają się rzadziej u dzieci, które do pierwszego roku życia miały styczność z potencjalnymi alergenami i bakteriami z naturalnego otoczenia, doszli do wniosku, że wczesna ekspozycja na nie może być czynnikiem krytycznym dla wytworzenia ochrony przez alergią. Podkreślić trzeba tu wagę wieku dziecka wystawionego na działanie alergenów: 1 rok życia. Z obserwacji wynika bowiem, że u maluchów, które na działanie alergenów i bakterii były narażone dopiero po 1 roku życia, nie obserwowano wytworzenia reakcji ochronnej na działanie alergenów.
Wniosek jest prosty: im szybciej malec po urodzeniu zetknie się z naturalnymi czynnikami otoczenia i będzie regularnie poddawany ich wpływowi, tym większa szansa na to, że w jego życiu nie pojawi się alergia, a dziecko będzie mogło cieszyć się z takich drobiazgów, jak zabawa z psem czy posiadanie własnego chomika.
Źródło: Science Daily
Fot.: sxc
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się tym, co wiesz na temat zdrowia, napisz, o czym chcesz przeczytać.